Ostatnie 2 lata to bardzo dziwny okres z wielu perspektyw, również tej gastronomicznej. Lockdowny, zamknięcia restauracji, wynosy, dania ‘złóż to sam’, comfort food w pełnym tego zwrotu znaczeniu. Szóste urodziny Nolio, krakowskiej włoskiej restauracji, miały więc szczególny wymiar. Wiele ludzi cieszy, że ich ulubione miejsca przetrwały to szaleństwo, że istnieją i mogą nas karmić dalej, każdy pretekst do świętowania jest więc szczególny.

Niech żyje Nolio, niech żyje jedzenie!


Nolio postawiło na niespodziankę. O wydarzeniu wiadomo było z wyprzedzeniem ale… bardzo niewiele. W dniu otwarcia rezerwacji wiadomo było tylko tyle, że będzie to jakaś kooperatywa (wydarzenie nazywało się Nolio Cooperativa), kiedy się odbędzie i w jakiej cenie. Później z dnia na dzień restauracja odkrywała kolejnych gości wydarzenia. Ja, wiedząc jakie kolejki potrafią ustawiać się przed Nolio, nie czekałam i zarezerwowałam stolik jakieś pół godziny po starcie rezerwacji 😉 Kto zna i bywa w Nolio wie, że tam można iść w ciemno i się nie pożałuje. Do samego końca nie wiadomo było co dokładnie zostanie podane w trakcie kolacji co tylko budowało napięcie i… głód!

Jaki był więc plan?

Specjalne, 5cio daniowe menu dostępne tylko jednego dnia, doświadczenie trwające ok. 2.5 godziny z pairingiem win (a nawet dwoma) oraz pairingiem drinków.

Koszt: 600zł / para

Goście

Tomasz Muza – Molám Thai Canteen & Bar
Daniel Myśliwiec – Karakter
Przemysław Klima – Bottiglieria 1881
Kuba Janicki – Chabry z poligonu
Maciek Maga & Grzesiek Pikulski – NEON

Przemysław Klima w przerwie między pizzowaniem

Jak w domu?

Wydarzenie brzmi poważnie? Sztywno? Nic bardziej mylnego! Sympatycznie było już od progu, gdzie gospodarze wraz z Karoliną i Kasią z Have a Bite witali gości, wskazywali stoliki a po odwieszeniu kurtek (na zewnątrz było TAK ZIMNO!) zapraszali do… kuchni 🙂 Nolio charakteryzuje się otwartą przestrzenią kuchenną, w której można zajrzeć za kulisy i zobaczyć mistrzów przy pracy. Trzeba było uważać, by nie stawać na drodze kelnerom i kelnerkom ale dodawało to swoistego uroku. Wiecie jak to jest na tych dużych domówkach, gdzie ludzie zaczynają się zbierać w kuchni na pogawędki i tworzą tam imprezę w imprezie? Trochę tak było.


Ogólny nastrój świętowania i radości udzielał się już od pierwszych minut i niby spędziliśmy ten czas przy swoim stoliku ale miało się wrażenie, że jest się na większej, rodzinnej imprezie. Takiej, na której ciężko zagadać do każdego ale na której wszyscy świętują to samo. A to było świętowanie z najwyższej półki!

Przed rozpoczęciem kolacji mogliśmy wybrać czy jemy wege czy mięsnie – zawsze w takich sytuacjach wybieramy obie opcje by spróbować jak najwięcej różnych smaków. Opcjom podlegały przystawka i pizza, reszta potraw była wegetariańska z zasady. Dodatkowo każde podanie, czy to dań czy alkoholi było wypełnione dokładnym opisem co zaraz skosztujemy i jak najlepiej to zjeść.

Bez owijania w bawełnę – to była rozpusta. Niewiele razy w życiu tak się objadłam w restauracji (bo nie liczymy świątecznego no limit 😉 ). Musiałam poprosić o spakowanie połowy deseru na wynos bo serce by mi pękło, gdybym go nie dokończyła a naprawdę nie miałam już gdzie zmieścić! Przy tym było niespodziewanie swojsko i komfortowo. W pandemii wszyscy zwróciliśmy się ku comfort foodowym opcjom i ta kolacja była swego rodzaju hołdem dla jedzenia, które robi dobrze na serduszku i na żołądku.

Contorno ‘sosy do pizzy’

dodatek

Na początek wjechało ‘czekadełko’. Czekadełko z grubej rury – brzegi noliowej pizzy, podsmażone na maśle (!) podane z trzema różnymi sosami przygotowanymi przez gościnnych kucharzy. Sos curry, czosnkowy (mrug mrug) i truflowy. Pochłonęliśmy brzegi a że sosów nam trochę zostało i wiedzieliśmy, że pizza jeszcze się pojawi na stole (a to oznacza więcej brzegów!) – poprosiliśmy o niezabieranie nam tychże.


Do stworzenia tego cuda wypieczono ponoć 120 placków marinary!

Ciekawostka – w formalnej konstrukcji włoskiego posiłku contorno to dodatek do secondo piatto, drugiego dania zwykle będącego daniem mięsnym lub rybnym. Dodatki trafiają na stół na oddzielnych talerzykach.

Daniel Myśliwiec, Tomasz Muza, Przemysław Klima

Antipasto

przystawka

Jeszcze przed brzegami do pizzy wjechał pierwszy pairing drinkowy – bazujący na ginie (chyba! moje notatki okazały się ciut dziurawe), infuzowany zieloną herbatą i liściem kafiru. Kafir to odmiana tajskiej limonki, szeroko stosowany w kuchni tajskiej i indyjskiej. Drinki przeważnie podaje się przed lub po posiłku (w przeciwieństwie do wina, które podajemy do jedzenia) i mają dwa cele – pobudzić apetyt lub wesprzeć trawienie. Kafir mógł więc pobudzić apetyt tylko na to konkretne danie.

gin, zielona herbata, liść kafiru

Woreczki dobroci pojawiły się na naszym stole w dwóch opcjach – mięsnej, z tatarem z wołowiny i wegetariańskiej, z jego bakłażanowym odpowiednikiem. Oba podane na liściach pieprzowych i z kawałeczkami parmezanu dla oczyszczenia kubków smakowych. Były nieziemsko intensywne, słodko-pikantne, szalone. Czy parmezan pasuje do tajskiego tatara? TAK.

liście pieprzowe, tatar wołowy/bakłażanowy, parmezan

Tomasz Muza, Molam Thai Canteen & Bar

Primo piatto

pierwsze danie

To pewnie było dla wielu zaskoczenie, Karakter słynie bowiem z szalonych dań mięsnych – niespotykane gatunki, zaskakujące podroby. Tu natomiast Daniel Myśliwiec zaskoczył natomiast włoską interpretacją bardzo polskiego, bardzo comfortfoodowego dania. Dostaliśmy bowiem… ziemniaczki z jajkiem i kefirem! No, nie tak dosłownie. Przed nami pojawiły się delikatne jak chmurki gnocchi w maślanym sosie z 40miesięcznego (!!!) parmezanu, podane z konfitowanym żółtkiem a w szklance – zsiadłe mleko z wybitną włoską oliwą. Brzmi dziwnie? Być może, ale żałowałam, że nie jestem w domu i nie mogę bezczelnie wylizać talerza. Kelner polecił zsiadłe mleko z oliwą zjeść/wypić po zjedzeniu gnocchi dla oczyszczenia palety jednak to połączenie było zbyt smaczne, jedliśmy i popijaliśmy więc jednocześnie, rozpływając się nad prostą wspaniałością talerza. Czy może wspaniałą prostotą?

gnocchi, 40 miesięczny parmezan, konfitowane żółtko

zsiadłe mleko, oliwa

Daniel Myśliwiec, Karakter

Pizza

Gwiazdkowa pizza na kolację? Nie jest to coś, na co można wyskoczyć w byle piątek wieczorem. To była kolejna pozycja, która podlegała wyborowi wege/mięso. Pizza do podziału na dwie osoby (zaproszenia były do kupienia tylko parami także nie był to logistyczny problem) więc na jednej połowie pojawił się produkt, którego nie jadłam najprawdopodobniej od lat przedszkolnych.

Kaszanka.

Jadam różne rzeczy ale produkty z podrobów i krwi to moje hard no. Nie mówi się jednak nie takiemu kucharzowi. Na pizzy znalazły się również: mozarella, sos beszamelowy, świeże jabłko, sałatka z mięty i ser bursztyn. Kaszanka z jabłkiem… pewnie brzmi znajomo? To kolejne nawiązanie do polskiej kompozycji w zupełnie nowym, włoskim wydaniu. I muszę Wam powiedzieć że takiej pizzy jeszcze nigdy nie jadłam i pewnie już nie zjem. Fanką kaszanki jednak nie zostałam 😉

mozarella, jabłko, sałatka miętowa, kaszanka, sos beszamelowy

Przemysław Klima, Bottiglieria 1881

Dolce

deser
negroni infuzowane Earl Greyem z winogronem

Bardzo często we Włoszech na deser podawana jest specjalność regionu (np. zeppole w Neapolu czy cannoli na Sycylii) a w okresie świątecznym – pandoro czy panettone. Nolio szczyci się swoją panettone, więc wybór zdawał się być oczywisty. W oczekiwaniu na słodkości dostaliśmy najwspanialsze negroni jakie kiedykolwiek piłam – infuzowane herbatą Earl Grey i winogronem. Nic więc dziwnego, że infuzowana bergamotką babka podsmażona na maśle (!) pojawiła się na talerzach w towarzystwie ciepłych powideł śliwkowych z… negroni oraz lodami pistacjowymi dla kontrastu temperatur.

panettone smażone na maśle, bergamotka, powidła śliwkowe, negroni, lody pistacjowe

Krystian Tarczoń, Nolio

Wino

Ponownie nie rozpisuję się nad winami, które zostały podane – nie byłabym w stanie nawet powróżyć co konkretnie piliśmy. Pamiętam natomiast, że było pysznie!

Co ciekawe, pairing był zdublowany. Somelierka Nolio, Kasia Puk dopasowała do dań wina włoskie natomiast Kuba Janicki z Chabrów bardziej ‘odjechane’, naturalistyczne opcje. Oczywiście za każdym razem braliśmy obie propozycje by móc się wymieniać kieliszkami i kosztować. Mieliśmy swoje osobiste typy ale ciężko tu mówić o jakichś bardzo mocnych preferencjach – wszystkie kieliszki (aż 6!) były pyszne i nie obraziłabym się, gdyby ktoś jeszcze raz – lub kilka razy – polał mi je do kolacji.

Wszystko dobre co się dobrze kończy

Wbrew początkowym obawom Pawła, najedliśmy się… jak dzikie świnie. Nie ma co ukrywać. Gdybym została na jeszcze jedno danie, musiałabym chyba zostać wytoczona przez drzwi prosto do Ubera.

Przy wyjściu mieliśmy jeszcze przesympatyczną pogawędkę z Magdą z Noliowego teamu i – jak wszyscy goście – dostaliśmy nie_taki_drobny podarunek. Do domu wróciliśmy z pełnymi brzuchami, butelką włoskich bąbelków i voucherem na świąteczne panettone (którego z bólem serca nie udało nam się zrealizować przez wyjazd w moje rodzinne strony).

Na pewno będę jeszcze długo wspominać smaki z tej kolacji i wypatrywać kolejnych tego typu wydarzeń w Nolio bo to pewniak jakich mało! Także jeśli wpadniecie na taki event tu lub w innej, lubianej przez Was knajpie i będziecie mieli ochotę przeżyć coś niecodziennego – nie wahajcie się zbyt długo bo może zabraknąć dla Was stolika!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *